Sunday 30 October 2011

Postanowienie

I po wakacjach. Jesteśmy już w domu i ostatnią notkę o Portugalii piszę już z komputera (i z Polskimi znakami). Wróciłam znudzona. Miejsce w którym byliśmy było nuuuuudne! Beznadziejny kurort, domki, wille itd. jak pod sznurek, wszystkie takie same. W okolicy ani sklepu, ani knajpy. Żadna kanajpa tak naprawdę nie miała inspirującego menu, co prawda w każdym znalazły się grillowane sardynki z gotowanymi ziemniakami i warzywami ale tylko tyle, bo cała reszta to hamburgery, pizze, makarony.
Nie chcę tam wrócić. Portugalia ma napewno wiele do zaoferowania, chcę zobaczyć Lizbonę, posłuchać Fado i popijać Porto.

Wiedziałam, że mój mąż lubi wakacje z piwkiem nad basenem/pod parasolką na fajnym rynku. Po tygodniu spędzonym z teściami już wiem dlaczego. To chyba nie chodzi o liczbę ukończonych klas (fakt, teściom brakuje wykształcenia) ale poprostu chodzi o ciekawość świata. I tego niestety im brak a skoro rodzice nie przeszczepili tego dzieciom to i mój Jon nie zdaje sobie sprawy jakie cudowności czekają w obcych krajach.

A może to cecha Anglików i ich imperialne podejście do obcych krajów??? W samolocie do Algarve było dużo Niemców a mimo to w knajpach nie było Niemieckiego piwa, i nie serwowano Bockwursta za to było Angielskie piwo i Szkockie krewetki. Kurde, żeby w ojczyźnie ryb i owoców morza ktoś sprowadzał krewetki ze Szkocji????? I to się tam sprzedaje a Angielscy turyści kupują.

Jak dla mnie to jest lekka porażka. Po tej wyprawie postanawiam więc, że mam misję. Skoro rodzice Jona nie pokazali mu świata to mam zamiar zrobić to ja, tak jak mnie nauczyli rodzice. Odtąd na wakacje będziemy jeździli na moich warunkach. Może nie od razu będę męża 'katować' zwiedzaniem muzeów od rana do wieczora i postaram się zachować kilka 'Jonowych' przyjemności aby takie wakacje nie były ostatnimi hehe. :)))))

Do następnej podróży....


P.S. W moim rankingu linii lotniczych TAP plasuje się na wysokiej pozycji. Całkiem spory i smaczny posiłek a wszystkie loty były na czas.

2 comments:

  1. Szkoda, nie udał Ci się pobyt w Portugalii, ale myślę, ze wniosek który z niego wyciągnęłaś jest bardzo trafny. To świetny pomysł by pokazać mężowi fajniejszy sposób zwiedzania świata niż tylko siedzenie nad basenem pod palmą ;) Masz też rację, że na początek dawka "muzealna" nie powinna być zbyt duża - niech najpierw odkryje bogactwo kuchni innych krajów, wiadomo, przez żołądek do serca ;)

    ReplyDelete
  2. Współczuję że Cię rozczarowała wycieczka, może spójrz na to po prostu z innej strony że miałaś okazję kilka dni pogrzać się na słoneczku kiedy my tu na pólnocy okrutnie marzłyśmy :)
    Co do Jona i jego gustów to trochę Ci współczuję, ja mam to szczęście że oboje z mężem lubimy w kwestii podrozy to samo, szczerze nie lubimy 2 tyg wylegiwania sie na plazy, choć weekend od czasu do czasu czemu nie :) kochamy zwiedzac i poznawac doglebnie dane miejsce, my jestesmy rowerowi i dotąd, poki na świecie nie pojawiła się Maja nasze zwiedzanie było dość szczegółowe bo z perspektywy roweru a wtedy rzadko można coś przeoczyć :) zresztą zawsze jak gdzies jechalismy to opracowywałam trase uwzgledniajac po drodze wszystkie ciekawe miejsca. Trzymam kciuki ze Jonowi się zmieni - zresztą nie ma wyjścia :) jak kobieta się uprze :) hahha to i diabeł nic nie wskóra :) pozdrowienia

    ReplyDelete