Sunday 11 September 2011

Florencja na bis i widoki w Montelcino

30 sierpnia pojechaliśmy do Florencji, tym razem wszyscy a ja byłam przewodnikiem, tzw. gospodarzem dnia.
O fajnej perfumerii już pisałam na początku podróży, jak jeszcze moje aplikacje do blogowania działały a tym razem zabrałam tam mamę i udało nam się spotkać tam samego Baldiniego:



Co prawda nie wyglądał jak Dustin Hoffman ale też był niezły. Mówił trochę po Angielsku. Za 200 euro może on skomponować zapach 'własnościowy'. W zamian za pogadankę kupiłyśmy trzy perfumowane mydełka.

Wielka bazylika Duomo podczas mojej samotnej wyprawy do Florencji zrobiła na mnie fantastyczne wrażenie. Patrzyła na mnie z każdego zakątka miasta. Tym razem postanowiliśmy wejść do środka:


Jakie rozczarowanie. Niestety. Takie piękne zewnętrze a w środku niemal pełna asceza, wogóle się tego nie spodziewaliśmy.


Niektórym Amerykanom nie przeszkadzało to robić zdjęcia iPadem:



A to już moja mama na 'Złotym moście':


I w Palazzo, którego nazwy nie pamiętam:




Mała przekąska:



Cukier w płynie. 

A na sam koniec wybrałyśmy się do Mercato Centrale. Tam pan częstował krakersami w truflą a w oczach miał 'weźcie to ode mnie bo zaraz wzystko sam zjem'. Widać go na zdjciach jak sam podjada :)))






Obiad zjedliśmy w Tratorii 'Za-za' na Piazza de Mercato Centrale, polecam szczególnie dla fanów makaronów (wybór pizzy był niewielki). 

W środę, w ostatni dzień wakacji po raz pierwszy wybraliśmy się w winnice i do Montelcino. Fajne miejsce, malutka miejscowość na wzgórzu, piękne ale to piękne widoki. Wioska była bardzo biedna, aż mieszkańcy wpadli na to, że mogą robić wino i wyszło im całkiem niezłe, Brunello jest najdroższym Toskańskim winem. 






Obiad z takim widokiem:





Urokliwe miasteczko:



Kilka ciekawych sklepów, szczególnie ten z małymi naczynkami. Jejku, mam lekki fetysz na tym punkcie:


Zakupiłam sobie cztery takie same, na żodkiewkę, trufle, sos sojowy do sushi albo ketchup czy oliwki :)

Ale najbardziej zachwyciły mnie krosna:




Zakochałam się. Wszystkie ubrania (szczególnie świetne płaszczyki i boskie poncza) były ręcznie szyte z ręcznie tkanych tkanin. Boskie! Boskie! Boskie! Oczy mi się zaświeciły, wszystko naturalne surowce bawełna, bambus, alpaka, wełna. Ceny..... czarne ponczo na które miałam wielką ochotę 260 euro. Cenię bardzo ręczną robotę i nawet nie śmiałam negocjować. Wyszłam niestety z pustymi rękoma :(((( Żal mi do dziś pupę ściska. Jeszcze tam wrócę, z żyrantami. 

I na koniec kolacja w 'Niebieskim winogronie'.



W następnym odcinku Siena i więcej winnic. Jutro mamy mieć przełączony internet więc może być tak, że jutro będę poza siecią. Mam nadzieję, że będzie to bezbolesne. 

Dziewczynki, co do koszyka to faktycznie dobra opcja na upał. Ja mam lęk wysokości na poziomie przeciętnym. W górę było ok, w dół jakby nieco trudniej. :))) 

3 comments:

  1. och, jak tam miło!

    Stoliczek przy murze (poprzedni wpis) - przypomniał mi, jak szykowaliśmy się do zrobienia zdjęcia w podobnej scenerii i zauważył to kelner. Krzyczał, że mamy chwilę poczekać - nie wiedzieliśmy o co mu chodzi, a on pobiegł po obrusy! ślicznie nakrył stolik i dopiero "pozwolił" trzasnąć fotkę ;)

    ReplyDelete
  2. Rany, ale widoki! W takim miejscu obiad to spełnienie marzeń podróżującego po Toskanii :)
    Będąc we Florencji zrezygnowałam z wejścia do Duomo, bo kolejka do wejścia była dwugodzinna - całe szczęście, jak widzę, bo byłabym mocno rozczarowana ascetycznym wnętrzem po tak długim oczekiwaniu na wejście.

    Też lubię małe naczynka ;)

    ReplyDelete
  3. Widoki cudne.Ile by na nie nie patrzeć za każdym razem zachwycają.
    Krosna rewelacyjne! Proste pończo zrobisz sobie sama, na prostych ramach - to nic specjalnie trudnego. I Kromski, i ashford ( oczywiście inne firmy również )je sprzedają. Poza tym będziesz miała prezenty dla każdego, szale z własnej wełny...męskie też :)
    Buziaki,fanaberia

    ReplyDelete