Thursday 22 September 2011

Wenecja

Szczerze mówiąc to po Wenecji niewiele się spodziewałam. Dużo słyszałam, że potwornie drogo, że smród, że za dużo turystów itd. Kurcze, powiem Wam że pozytywnie się rozczarowałam. To był super dzień i świetne zakończenie wakacji (minus odwołany lot). Nic jednak nie zapowiadało, że ten dzień tak dobrze się potoczy.

Nastepnego dnia rano wstaliśmy i padało. I to nie mrzawka ale całkiem poważny deszcz (no nie ulewa) i pogoda była raczej Angielska. I jak tu jechać zwiedzać Wenecję. Postanowiliśmy posiedzieć na kampie do południa i zobaczyć. Ja odebrałam na telefon prognozę pogody na cały dzień: deszcz, deszcz, deszcz. Było niewesoło, szczególnie, że już następnego dnia wracałam. Powiedziałam sobie, nie będę siedzieć na kampie 2 km od Wenecji. Wyruszliśmy w kierunku promów. Przewodniczka na kapmpie powiedziała, że mamy szukać napisu Marco Polo. Nie było, ale był inny prom. Kupiliśmy bilety po czym okazało się, że ostatni prom powrotny był o 18:30. Dużo za wcześnie. Więc trochę ze smętnymi minami poszliśmy do łódki i co..... okazało się, że coś się z łódką stało (silnik czy coś) na co my wielkim humer: REFUND!!!!! Znaczy się wzrot kosztów :))))).

Dostaliśmy kasę spowrotem za bilety i przeszliśmy się nieco dalej po kei gdyż okazało się, że tam kursują jeszcze inne promy w tym właśnie Marco Polo i promy 'komunikacji miejskiej'. Mądrzejsi w wiedzę, że miejskie tramwaje wodne kursują całą noc, wykupiliśmy bilet w jedną stronę z Marco Polo i w drogę. I wtedy już zaczęło się przejaśniać... :)

Prom zajął jakieś 40 minut. Na miejscu już lekko świeciło słoneczko. Wyprawę zaczęliśmy od Pałacu Dożów. Piękności. I tam właśnie odebrałam maila, że mój lot został odwołany. Zepsuło mi to trochę humor ale szybko zadzowniłam do linii lotniczych i zostałam przebukowana na późniejszy lot tylko niestety na Gatwick zamiast na Heathrow (dodatkowe 30 minut jazdy). No nic to. Jakoś dziwnie ale przestałam się tym martwić. Może to te uroki pałacu?








Ruszyliśmy 'w miasto'. Byłam totalnie zaskoczona ilością luksusowych sklepów z ubraniami. Uwielbiam Włoskie sklepy z ubraniami, przekonałam się o tym już w Rzymie ale o tym powinnam napisać osobnego posta.




Możecie zobaczyć na zdjęciach jaka piękna pogoda nam się robiła. W ramach sklepów to jednak uległam, sklepom i za namową mamy kupiłam sobie świetną bluzkę koszulową. Jest extra! taka inna. Szkoda, że tego sklepu nie ma w Anglii, za to jest w Polsce, jeden z Złotych Tarasach w Warszawie.



To są zdjęcia zrobione w piątek, po powrocie z uczelni, po egzaminie :). 

Wracamy do Wenecji. Obiad zjedliśmy w jakimś zupełnie niewyróżniającym się miejscu, gdzie obsługa jak i  kucharz byli Azjatami. Nic specjalnego. Następnie wybrałyśmy się z mamą na most Rialto. 




A tu odpowiedź Oxfordu na most Rialto. 


A za mostem.... za mostem to było najfajniej. Przede wszystkim nie było zbyt tłoczno. Zwróćcie uwagę na kociołki zawieszone pod sufitem.


Ale najlepsze było to. Z małej 'dziupli' (biała markiza na zdjęciu) dwaj przystojni młodzi chłopcy serwowali wino... w szklanych eleganckich kieliszkach. Za jedyne 2 euro! No bomba. Wszyscy pili na placyku przed dziuplą i zawierali nowe przyjaźnie. Wuje Jędrek nawet zapoznał pewnych Amerykanów z Bostonu, ktzóry usilnie starali się znaleźć jakieś Polskie korzenie. 





Moja mama postanowiła zapalić faję i nawet mnie namawiała (!). Stanowczo odmówiłam. Ja już swojego ostatniego papierosa wypaliłam. 





Super dzień zakończyliśmy kawałkiem pizzy i kawą na placu Św. Marka. 






Wystawa Louis Vuitton. Spodobała mi się, nowe modele butów wykluły się tej jesieni z jajek. 


To wbrew pozorom nie jest sklep z włoczką a z jedwabiem. 


Wróciliśmy promem o 22:00. Jejku, jak ja bym miała wracać o 18:30 to bym się pochlastała. I chyba sporo turystów tak zrobiło bo faktycznie około godziny 19:00 Wenecja znacząco opustoszała.

Jestem zachwycona Wenecją, jej dekadencją, opluencją. Duże zaskoczenie, chcę tam koniecznie wrócić. 

I na tym kończy się moja Włoska wyprawa. Następnego dnia okazało się, że mój 'nowy'lot jest opóźniony, do domu dotarłam bardzo późno. Biedy Jon musiał mnie odebrać z lotniska a ja straciłam zabukowany transfer. Później zadzwoniłam do British Airways i powiedzieli mi, że żadnego odszkodowania nie dostanę bo wszystko to było przez strajk naziemnej obsługi. :(. 

A w ostatnim odcinku będzie o praktycznościach i trochę filmików. 

MADLINE Amatorzy muszelek mówili dokładnie to co Ty. hihi. Ja najbardziej lubie lody z MacDonaldsa z polewą karmelową, w Anglii niedostępne (podobnie jak sos musztardowy do nuggetsów).

4 comments:

  1. hi hi, dzięki temu, że przegapiliśmy ostatni popołudniowy pociąg i byliśmy "uwięzieni" w Wenecji przez dodatkowych kilka godzin, też zobaczyłam to miasto nocą :) Urzekło mnie tak, jak Ciebie; nie chodziliśmy turystycznymi traktami, zrobiliśmy fotkę (to jeszcze nie były czasy cyfrówek) pierwszemu napotkanemu praniu suszącemu się za oknem, a potem okazało się, że pranie wisi na każdym kroku ;)

    ReplyDelete
  2. Moja mama jak byla w Wenecji to były podtopienia i ludzie chodzili po placu św Marka po kostki w wodzie a i tak była zachwycona więc coś w tym miejscu musi być, pewnie jakaś magia :)
    Włoska koszula prezentuje się fantastycznie i rzeczywiście widać że jest wyjątkowa, dobrze zrobiłaś że się na nią zdecydowałaś.

    ReplyDelete
  3. Ładna ta Twoja Wenecja.
    Ostatnio oglądałam film "The Wings of the Dove" Iain'a Softley'a (piękny, obejrzyj sobie jak będziesz miała okazję) i Twoje nocne zdjęcia przypomniały mi kadry z tego filmu.

    Koszula świetna, oryginalna i bardzo elegancka.

    ReplyDelete
  4. Ja uwielbiam Wenecję! Ma swój niepowtarzalny urok! To jedno z moich ulubionych włoskich miast! Pozdrawiam! :)

    ReplyDelete