Wednesday 23 May 2012

Animal Kingdom i Holywood Studios

Dziś może uda mi się nadgonić zaległości i streścić Wam dwa ostatnie dni. Zanim jednak zacznę mam pytanie to Tinki. Czy Disneyland w Paryżu jest po Francusku czy Angielsku?

I chyba zapomniałam napisać w ostatnim poście, że pracownicy parków nie nazywają się 'obsługą' ale 'obsadą':




Ok. Wczoraj spędziliśmy cały dzień w Animal Kingdom. To takie połączenie zoo i parku rozrywki. Symbolem parku jest 'Drzewo życia' oczywiście w całości zrobione ręką ludzką:


'Kora' jest wyrzeźbiona w kształcie różnych zwierząt. Dzień w parku zaczęliśmy od Safari: 







W takim baobabie (prawdziwy) mieszkali napewno Staś i Nel:



Strusie jaja: 





A to Pimposhka z mężem po zbyt wielu Amerykańskich posiłkach: 


Safari znajdowało się w Afrykańskiej dzielnicy parku, dbałość o szczegół zachwyca:






Z Afryki udaliśmy się do Nepalu, w Himalaje. Widać było nawet ośnieżony szczyt Everest:







Który okazał się być bardzo szybkim pociągiem w pogoni za Yeti:


Dałam się namówić na podróż, w końcu pociąg nie jest taki straszny:


Ha ha :)))) (dla Panów którzy siedzieli za nami to nie był pierwszy raz i wiedzieli gdzie jest kamera). 

Z Nepalu udaliśmy się do teatru aby zobaczyć Musical 'Finding Nemo'. Świetna sprawa, aktorzy noszą ze sobą lalki. Kostiumy są nie z tej ziemi a za całość jest odpowiedzialny ten sam gość, co stworzył musical 'The Lion King'. 






Ze zdjęciami oszczędnie bo zaczęła mi siadać bateria. Trzeba było słuchać Wiewiórki i kupić dodatkowy akumulator. Eh, eh. I jeszcze kilka fotek z festiwalu Króla Lwa:








Byliśmy jeszcze na kilku innych atrakcjach ale nie mam zdjęć. W korzeniach drzewa życia można obejrzeć trójwymiarowy show o życiu robali. Kto się boi robali albo pająków nie polecam :). Wybraliśmy się również w podróż w daleką przeszłość i przywieźliśmy ze sobą zaginionego dinozaura. Niesamowita sprawa, szczególnie dla dzieciaków co lubią dinozaury. 

Do hotelu wróciliśmy zmęczeni, kilka godzin relaksu i udaliśmy się ponownie do Downtown Disney do restauracji Fulton's Crab House. To jedna z najbardziej luksusowych restauracji w całym kompleksie. Posiłek tam kosztuje aż dwa kupony z naszego planu żywieniowego. O tzw. Disney Dining Plan napiszę więcej już po powrocie do domu. Czekałam bardzo na tę wizytę i zamówiłam najdroższe danie w karcie czyli krab z Alaski i homar z Maine: 


Nie miałam pojęcia, że z homarem miałam się uporać sama. Na szczęście kelner mi trochę pomógł. Jak się dobrał do ogona, to powiedział, że ten homar mu się nie podoba i zamieni mi na nowego. A jak przyszedł nowy to był pół surowy :(. Skończyło się na tym, że w ogóle nie zjadłam homara i chyba już w ogóle nie mam na to zwierzę ochoty w przyszłości. Wieczór okazał się rozczarowaniem, na szczęście nic nie zapłaciliśmy, kupony zostały z nami i dzięki temu mamy jeden więcej posiłek do wykorzystania. No i oczywiście najszczersze przeprosiny menadżera. 

Dziś (ha, doszłam do 'dziś') wstaliśmy bardzo wcześnie rano i o godzinie 8:00 byliśmy już u wrót:



Park był już otwarty o 8:00 w ramach tzw. magicznej godziny, dla osób które mieszkają w Disney. Można dzięki temu ominąć nieco kolejki. Park ma bardzo podobną estetykę to Universal Studios:






Najnowszym hitem parku jest atrakcja 'Toy Story' gdzie w małym wagoniku strzela się w różnych grach inspirowanych wesołym miasteczkiem:




Zwiedziliśmy też plan zdjęciowy, gdzie pokazano nam efekty specjalne wykorzystane w filmie Pearl Harbor oraz kanion gdzie wylano na nas mnóstwo wody (brak zdjęć):



Tutaj szyje się kostiumy:


A tutaj buduje scenografię:


Ten biały Beetle to nikt inny jak Herbie Fully Loaded. 



Samolot, którym przez wiele lat poruszali się szefowie Disneya. Nazywa się Mouse. 

Po zwiedzaniu studia udaliśmy się do Gwiezdnych Wojen:




To również nowa atrakcja, symulator lotu. Świetna zabawa dla każdego fana Gwiezdnych Wojen. 


Kolejny świąteczny sklep, tym razem z filmu 'Wonderful Life'. 


'Deszczowa piosenka' w wykonaniu Pimposhki. Jak Wam się podobają moje nowe dresiki z Myszką Miki? W moim ulubionym szarym kolorze oraz moim nowym ulubionym - 'róziowym'. :) 


Zmęczenie niestety dało się nam w tym momencie we znaki. Zjedliśmy lancz, smażone bleh, mam już dość smażonego, i wróciliśmy do hotelu. Byłam tak zmęczona, że musiałam uciąć sobie drzemkę. Teraz bloguję i nabieramy sił. Dziś wieczorem wracamy do Epcot, mamy zarezerwowany stolik we Włoskim pawilonie (wreszcie jakieś normalne jedzenie i na pewno nie homar) a potem pokaz fajerwerków 'Illumination'. 

Plany na jutro? Pospać chociaż do 7:00. Rano Magic Kingdom (tym razem za dnia), a po południu powrót do Holywood Studios. Czeka nas jeszcze pokaz kaskaderski, Indiana Jones i oczywiście Tower of Terror gdzie w windzie zrzucają Cię z 13 piętra. Mam nadzieję, że się odważę. Wieczorem kolejny pokaz fajerwerków 'Fantasmic'. A potem już będzie trzeba się pakować do domu :(.  

6 comments:

  1. Safari jak to mówi moja koleżanka w dechę :) Jak napisałaś o Stasiu i Nel od razu wróciły mi wspomnienia jak ja lubię książkę w pustyni i w puszczy :)
    Podobaja mi się ta Twoja fotka na progu afrykańskiego domku - rzeczywiście jakbyś była w afryce - a jak bezpiecznie - zero rebeliantów i choróbsk :)
    Zdjęcie na kolejce z zaskoczenia - super - uśmiałam się :) Ale krzyczysz hihhi - musiała być niezła adrenalina :)
    Fajne te wszystkie atrakcję - szkoda będzie pewnie wyjeżdzać, ale zostaną wam wspaniałe wspomnienia i zdjęcia.

    ReplyDelete
  2. Super :-)
    Świetne zdjęcia :-)
    Tyle atrakcji, że nie potrafię wskazać co mnie urzekło najbardziej.
    Wszystko super :-) Homar również :-))
    Pozdrawiam serdecznie.

    ReplyDelete
  3. ..w Disneylandzie obsluga (obsada- nie wiem jak na nich tu mowia...) mowi po francusku i angielsku...chyba warunkiem przyjecia jest jezyk angielski :)..slyszalam kilka osob z obsugi mowiacych po angielsku, ale czy wszyscy? - nie wiem :)
    ...no i my mniej skorzystalismy z atrakcji- niestety z dziecmi sie nie da ;)...teraz czekamy jak Mlody podrosnie, bo na razie nie ma sensu jechac ;)
    ..i widze,ze jednak nasz park jest duuuuzo mniejszy :)
    ...jak wrocisz to wstawie Ci kilka zdjec ;)

    ...fantastyczne fotki :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. ..zapomnialam Ci dodac, ze wszystkie nazwy sa oryginalne..po angielsku...:)

      Delete
  4. Czytam te Twoje relacje i czytam i z każdą jestem coraz bardziej zdumiona, że znajdujecie siły na te wszystkie atrakcje ;) Ja wiem, ze nie co dzień ma się okazję być w takim miejscu, ale atrakcji jest tyle, że mnie czuję się zmęczona od samego czytania, a co dopiero brać w tym wszystkim udział. Ale z drugiej strony to fantastyczne i bardzo się cieszę, że możecie być tam i przeżyć to wszystko :)))

    Posiłku z homara współczuję - nie, żebym wiedziała jak on smakuje, bo jeszcze nie miałam okazji go jeść, ale samego faktu, że nie wyszło Ci próbowanie tego skorupiaka. Przy okazji życzę udanego wieczoru we włoskiej restauracji :)

    pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pimposhko, jestem, czytam i zbieram szczekę z klawiatury:) Normalnie zazdroszczę tych atrakcji, musi być super! Zdjęcie z kolejki - bezcenne!!! Ja na to nigdy nie wlezę!!!
      Zwiedzaj, baw się, a po powrocie opowiadaj i opowiadaj! Buziaki - dawno nie odzywająca się Iza globtoterka

      Delete