Na szczęście po małej drzemce w ciągu dnia, która była niezbędna poczułam się nieco lepiej i wybraliśmy się do Epcot na pokaz fajerwerków oraz kolację we Włoskiej restauracji. Restauracja była we Włoskim pawilonie i była dość klimatyczna ale jedzenie było takie sobie.
Zamówiony makaron znalazł się na naszym stole błyskawicznie. W menu nawet specjalnie podkreślono, że to 'al forno' z ich specjalnych pieców powyżej. Wg. mnie takie danie powinno być więc podane gorące w żeliwnym tygielku. W drodze do toalety później podejrzałam, że wycinają te kostki z dużych kateringowych blach, które napewno nigdy nie były w tych piecach.
Ale szczerze mówiąc to ja wczoraj nawet specjalnego apetytu nie miałam, więc może wydziwiam. Kilka zdjęć z Epcot po zmroku:
Ponownie pawilon Japoński:
I pokaz fajerwerków na jeziorze pośrodku parku:
Wieczór zakończyliśmy małym drinkiem w hotelowym barze przy basenie (zdjęcia artystyczne hi hi). Wogóle to bardzo mało alkoholu tutaj pijemy, najwyżej jeden drink przed snem i zero alkoholu do lanczu bo musimy być w dobrej formie to zwiedzania.
Dziś pospaliśmy aż do 7:00 (!) i udaliśmy się w kierunku Magic Kingdom. To flagowy park Disneya, ale też najbardziej nastawiony na dzieci i nie ma w nim za dużo atrakcji dla dorosłych. W tym parku byliśmy już pierwszego dnia, wieczorem aby zobaczyć fajerwerki i paradę. Teraz byliśmy tam z samego rana a poza tym okazało się, że dziś była tam 'magiczna godzina' i do parku można było wejść o 8:00 a nie o 9:00.
Tym razem skorzystaliśmy z atrakcji typu 'Mountain Splash' - atrakcja zakończona zjazdem z górki do wody, Jungle Safari, oraz trójwymiarowy film z postaciami z kreskówek Disneya. Odwiedziliśmy też nawiedzoną posiadłość:
Park Magic Kingdom dzieli się na kilka stref, to jest 'Frontier Land', czyli pierwsi osadnicy:
W tej dzielnicy znajduje się też atrakcja 'Pirates of Carribean' na podstawie której powstał film. To dość wolna przejażdżka łódką i oglądanie scen z życia piratów. Muszę wogóle powiedzieć, że wszelkie poruszające się manekiny jakie widziałam w tych parkach to absolutny majstersztyk.
Jest też dzielnica 'Tomorrow Land', bardzo nowoczesna:
Tutaj można się było ochłodzić, połączenie zimnej wody i wentylatora:
Zdjęć z magicznego królestwa nie mam, bo było tam tyle dzieciarni, że dosłownie z aparatem trudno było wejść. Za to jest oczywiście zamek:
Można sobie też zrobić zdjęcie z ulubionymi bohaterami kreskówek:
No i jest też 'Union Square' czyli Ameryka. Tam zjedliśmy lancz:
Wreszcie jakieś normalne jedzenie, indyk w sosie, ziemniaki i choć trochę warzywek :).
W Ameryce odkryłam Ice Tea. Nie ma to nic wspólnego z IceTea Liptona czy Nestle sprzedawane w sklepach. W Ameryce jest to dokładnie mrożona herbata, i tak smakuje, nie jest słodka (o dziwo!) i doskonale gasi pragnienie. Rewelacja!
Ostatnie spojrzenie na Magic Kingdom i autobus do hotelu:
Dużo atrakcji :-)
ReplyDeleteTak ciekawie opowiadasz, że nie można się oderwać :-) od czytania...
Dużo zdrowia Ci życzę.
Pozdrawiam serdecznie.
Fantastyczna przygoda - najbardziej zaintrygował mnie ten żyrandol w nawiedzonym domu -jestem ciekawa czy ta pajęczyna to dekoracja czy po prostu postanowili nie sprzątać :)
ReplyDelete