Friday 25 May 2012

Tower of Terror czyli ostatni post z Florydy

Wymeldowaliśmy się już z hotelu. Jon zrobił ostatnie zakupy w sklepie z pamiątkami a ja mam trochę czasu na ostatniego posta zanim wyruszymy na lotnisko.

Wczoraj po długiej sjeście zawlekliśmy swoje zmęczone ciała po raz ostatni do Holywood Studios. Dałam się jednak namówić na podróż windą w Tower of Terror, jednej z największych atrakcji tego parku:







Atrakcja stylizowana jest na nieco straszny i opuszczony hotel, w którym grasują duchy. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęć w środku, byłam zbyt zestresowana tym co mnie czeka, bo dbałość o detal była powalająca: scenografia, rekwizyty, bomba! Goście wchodzą do windy, która zabiera ich w inny wymiar tzw. Twillight Zone. Powiedziano mi, że windę spuszczają tylko raz, okazało się, że winda spadała i podjeżdżała w górę kilka razy. Nie było to fajne, przy trzecim spadzie poczułam mrowienie w przedramionach, nieomylny znak nadchodzącej choroby morskiej. Na szczęście 'zabawa' szybko się skończyła. To jedyna atrakcja na którą nie wybrałabym się drugi raz. Wszystkie inne, a niektóre były bardzo emocjonujące mogę zdecydowanie polecić. Ale mimo wszystko jestem z siebie dumna, że się odważyłam. 

Zabawy z wrzecionem nie zawsze dobrze się kończą:



To ta Pani co załatwiła śpiącą królewnę. :)))

Zjedliśmy kolację w dzielnicy Muppetów i Gwiezdnych Wojen:



Deser męża:


Ostatnią atrakcją była kolejna jazda symulatorem 'Gwiezdne wojny', mają tam 54 różne scenariusze więc za każdym razem jest inaczej i dlatego postanowiliśmy wrócić. 

I już na sam koniec wieczoru, kolejny show. Tym razem 'Fantasmic' gra wody, świateł, efektów specjalnych, aktorzy i filmy. Powiem szczerze, że to już trzeci wieczorny show i byłam już chyba nieco zblazowana ale generalnie kolejny show wart polecenia. Problem? Bardzo długo trwa zanim wreszcie opuści się amfiteatr:








Te obrazy były wyświetlane na specjalnych wachlarzach rozpylonej wody:







I na tym kończy się nasza wizyta w Orlando. Żal wracać do domu,  naprawdę. Aczkolwiek podobno w Europie pogoda się poprawiła. 

Zaraz jedziemy na lotnisko, pewnie jeszcze jakieś ostatnie zakupy oraz lancz. W Londynie lądujemy jutro rano o 6:35 (to tak jakby o pierwszej w nocy tutejszego czasu). Coś czuję, że będziemy mieć większy problem z aklimatyzacją czasową. Nie damy chyba rady dotrwać aż do wieczora bez spania. 

To ostatni post stąd ale oczywiście nie ostatni z tej podróży. Mam dla Was zdjęcia z naszego obcowania ze zwierzakami w Seaworld no i oczywiście całą garść wskazówek organizacyjnych. 

5 comments:

  1. Gosia, dzięki za tyle szczegółowych wpisów! wszystko chłonęłam, wszystko baaaardzo ciekawe i zupełnie nowe dla mnie, no, ale ja światowa nie jestem :P
    Dobrego lotu do domu!

    ReplyDelete
  2. Nadrobiłam relację w końcu. Świetna! Pewnie już po locie, także w miarę bezbolesnego adaptowania się do strefy czasowej :)

    ReplyDelete
  3. Dziękuję, Pimposhko, że zabrałaś nas ze sobą :-) Dzięki Tobie zobaczyłam więcej niż z pewnością będzie mi dane do końca życia na własne oczy zobaczyć.
    A teraz szybkiego i bezbolesnego powrotu do rzeczywistości Tobie i Twojemu mężowi życzę :-)

    ReplyDelete
  4. Gosiu!Jak po podrozy- odespalas i zaklimatyzowalas sie na nowo w domu? teraz nadrabiam zaleglosci i ogladam wszystkie fotki tutaj. nie powiem- robi to niesamowite wrazenie. Pozdrowienia dla Was ze slonecznej wyspy.
    Paula

    ReplyDelete
  5. Jestem ciekawa tego postu organizacyjnego - mam florydę w planach podróżniczych, tylko niech nam Maja trochę podrośnie by miała z tego wyjazdu wielką frajdę.

    ReplyDelete