Sunday 27 May 2012

Post Scriptum, część pierwsza

Lot


Lot powrotny jak dla mnie był lepszy niż w ten do Orlando, jest nieco krótszy. Na lotnisku nie było większej kontroli, bez problemu znów przemyciłam druty (ale w sumie nic nie udziergałam). Nie można tylko było wziąć ze sobą picia ale nigdzie nawet nie było tablic and informacji z tym nonsensem odnośnie pojemniczków 100ml na płyn itd. Zdecydowanie kontrola jest ostrzejsza na lotniskach Europejskich.
Ciekawostka: oboje z Jonem przeszliśmy przez nowy skaner dla ludzi (zamiast obmacywania). Całkiem ciekawa sprawa, bo celnicy wogóle nie widzą zdjęć (ochrona prywatności), zdjęcia ogląda 'Wielki Brat' w innej lokalizacji, który następnie wyświetla wiadomość, że dana osoba jest ok albo kontaktuje się przez radio, jeśli nie (Jon np. zapomniał o pasku).

Na drogę powrotną kupiłam sobie na lotnisku wielkie słuchawki z opcją wyciszenia zewnętrznych dźwięków. Ło matko, sama nie wiem jak ja wcześniej bez takiego sprzętu funkcjonowałam. Polecam każdemu (szczególnie w Ameryce bo za słuchawki zapłaciłam 40% taniej niż na Brytyjskim Amazonie). Dzięki temu mogłam się wręcz delektować filmami na pokładzie. A jak się filmy skończyły to słuchawek nie ściągałam, udało mi się nawet uciąć komara. Swoją drogą Meryl Streep za rolę Margaret Thatcher powinna dostać dwa Oscary a nie tylko jednego. Jest boska! Zresztą Jim Broadbent też jest niezły. Sam scenariusz natomiast mógłby być lepszy. Ale warto ten film obejrzeć, dla samej Meryl Streep.

Generalnie z aklimatyzacją nie jest źle. Lądowaliśmy o 6:45 rano, 'naszego' czasu był to środek nocy. Jak dojechaliśmy do domu to ucięliśmy sobie drzemkę, wstaliśmy ok 14:00 i czuliśmy się w miarę ok. Ponownie poszliśmy spać ok 22:00 i myślałam, że będzie już normalnie. Nastawiłam budzik na 7:30, otworzyłam oko, zamknęła, jak znów otworzyłam to była 10:00 (!). Śniadanie jedliśmy na lancz.

Karaluch


Kiedy w środę wieczorem wróciliśmy z Epcot zastaliśmy w hotelowej łazience karalucha. Mnie osobiście karaluchy nie ruszają, ja dopiero panikuję przy robalach, które są długie i mają mnóstwo nóżek, ale Jon nie był zadowolony. Nie mógł go złapać więc wcisnął ręcznik pod drzwi w nadziei, że karaluch zostanie tam i nie spał dobrze tej nocy. No właśnie, otóż Jon przywiózł ze sobą tego karalucha w walizce. Ale się naśmiałam..... na szczęście udało nam się go złapać i zlikwidować, jakby się na dobre zagościł w naszym mieszkaniu to moglibyśmy mieć spory problem nie mówiąc o zagrożeniu dla tutejszej flory i fauny itd. Jako bonus muszę teraz wyprać wszystkie ubrania Jona z walizki, a połowy nawet nie ubrał. Zrobiłam już cztery prania i w dalszym ciągu moje ciuchy nie są jeszcze wyprane.

Łupy


Obiecałam, że pochwalę się moimi sklepowymi łupami, jak tylko je odpakuję. Proszę bardzo, oto moje naczynka na sos sojowy, dla ilustracji, jedno naczynko zapakowane przez sklep:



I pudełko bento:



Cienka wełniana sukienka, marka nazywa się BCBGMAXAZRIA i nigdy o niej nie słyszałam. Pisałam już, że udało mi się ją kupić za $39 (w sklepie gdzie podkoszulek z bawełny kosztował $30). Prawda, że 'moja'?:


Obiecuję pokazać ją na ludziu jak pogoda będzie odpowiednia (pogodę zdecydowanie przywieźliśmy ze sobą, na dworze jest 25 stopni). 

Moja duma, nie uznaję ceratowych torebek i dlatego mam tylko kilka, ale skórzanych. Niestety moja wielka torba z jasno szarej skóry już ledwo zipie i potrzebna była mi nowa, mam nadzieję, że się polubimy:


No i oczywiście nie mogłam opuścić DisneyWorld bez pluszaka. Oto miś Lotzo z trzeciej części Toy Story, jeśli dobrze pamiętam to w filmie skończył marnie, u mnie ma miejsce na biurku:


Jedzenie

Na śniadanie/lancz zjadłam dzisiaj jajko na miękko i świerzą bułkę z wędzonym łososiem. Mniam! Jedzenie w Ameryce jest okropne, jedyne co mi tam naprawdę smakowało to sok pomarańczowy (doskonałej jakości). Wiadomo, że niewiele oczekiwaliśmy od budek z fast foodem na terenie parków ale nawet ich fast food smakował tak, że McDonald's (ale nie Amerykański) to szczyt kulinarnych wyżyn. Niezłe jedzenie było w T.G.I. Friday i w jednej takiej Chińskiej restauracji (pyszna wołowina). Chciałam tam też spróbować dim sum (bo nigdy nie jadłam w restauracji). Nie mogłam się zdecydować na jedne pierożki więc zamówiłam 'medley' czyli 'przegląd' i co? Dostałam sajgonkę smażoną na głębokim tłuszczu. Grrrrr! Moja wina bo powinnam się upewnić co to za danie. Historii z homarem nie będę powtarzać ale generalnie czy to tanie czy drogie jedzenie to smakuje podle. Woda butelkowana też smakuje ohydnie, oni tam chyba piją tylko i wyłącznie napoje słodzone i gazowane. Poza tym używają mnóstwo soli, oj ja to bardzo lubię słone ale nawet ja odpadam. 

Grubasy

Wbrew pozorom, nie widzieliśmy aż tyle grubasów. Owszem, zdarzyło mi się zobaczyć pana czy panią co mieli łydkę jak ja talię. Ale generalnie myślałam, że będzie gorzej. Na konferencji też nie było ludzi baaaaaardzo otyłych. Natomiast było sporo osób, na takich małych motorynkach/skuterach. Słowo daję, że niektórzy ich nie potrzebowali ale dzięki temu mogli wjeżdżać na każdą atrakcję poza kolejką i to z cała swoją świtą. Wydaje mi się, że po pierwsze to wycieczka do Disney World nie należy do tanich, a osoby o wyższych dochodach to osoby o wyższym wykształceniu a to znowóż negatywnie koreluje z wagą. Po drugie to jednak jest to miejsce turystyczne więc było tam też dużo innych nacji. 

Jutro zapraszam na kosztorys i wskazówki odnośnie podróży. 

3 comments:

  1. Ale się uśmiałam z tym karaluchem - normalnie pech :) Dobrze że go zauważyliście m bo jakby się gdzieś rozlazł po domu to mogło by być krucho :)
    Przywiozłaś sobie istne perełki - podoba mi się bardzo torba - i sukienka również i połmiski na sosy - czad.

    ReplyDelete
  2. Dzięki za fantastyczne zdjęcia i relację. Tyle się dowiedziałam pijąc poranną kawkę. Jesteś bardzo kochana, że się z nami podzieliłaś wrażeniami.

    ReplyDelete
  3. Rozbawił mnie wątek z karaluchem, ale ja raczej też bym się nie wyspała wiedząc że dziad czai się gdzieś obok :)

    ReplyDelete