Tuesday 29 May 2012

Ile kosztuje Disney? Post scriptum, część druga

Chyba nie muszę pisać, że wyprawa do Walt Disney World Orlando (jest jeszcze Disneyland w Kaliforni no i oczywiście ten pod Paryżem) nie należy do tanich, ba, należy wręcz do masakrycznie drogich. Często są to 'wakacje życia' zarówno dla Anglików jak i Amerykanów, nie mówiąc o mniej zasobnych nacjach. Często widywaliśmy całe rodziny, wielopokoleniowe. Przykładowo mój kolega Jonathan, którego spotkałam na konferencji był w Orlando z całą rodziną jakiś miesiąc wcześniej. Powiedział, że jego rodzice często jeździli na Florydę i zawsze chcieli pojechać tam z wnukami. Ponieważ niedawno jego mama przeszła na emeryturę (często w Anglii jak się przechodzi na emeryturę to oprócz comiesięcznych wypłat dostaje się też pokaźną jednorazową kwotę) i wydała swoją 'lump sum' (pokaźna kwota) na bilety lotnicze i wynajem domu dla całej rodziny. Widzieliśmy w parkach też osoby, dla których niechybnie te wakacje były ostatnimi - 'zobaczyć Disney i umrzeć'.

I tutaj muszę się do czegoś przyznać, wiem, że dla wielu, wielu osób taka wycieczka to spełnienie marzeń  i w końcu te miliony turystów nie mogą się mylić. Jak dla mnie, to nie mogłam wymyśleć gorszego miejsca na wakacje. Gorąco, wszędzie trzeba stać w kolejkach do atrakcji, na które i tak boję się wsiąść i w dodatku wszędzie mnóstwo dzieci. Mój mąż natomiast jest ogromnym fanem, był tam już dwa razy i zawsze chciał tam pojechać ze mną. Ja nigdy się nie dałam, nie chciałam nawet podjąć tematu. Teraz, po powrocie, muszę przyznać mężowi rację i uważam, że każdy powinien choć raz w życiu zaliczyć Disney World tak samo jak każdy powinien zobaczyć wieże Eiffla, Big Bena itd.

Na nasz wyjazd złożyło się kilka czynników. Po pierwsze oczywiście konferencja. W Orlando czyli w samym sercu parków rozrywki. Gdyby na przykład było to Miami, to już nie byłoby tak łatwo. Konferencja zmniejszyła nieco koszty naszej podróży bo moje centrum wraz z moim grantem pokryło koszty mojego biletu lotniczego, czterech noclegów w hotelu (dla obojga) i koszty wizy. Po drugie wpadła mi bardzo duża chałtura przy której znacznie pomagał mi Jon co oznaczało, że są pieniądze aby pokryć resztę kosztów. Gdyby nie to, to chyba nie byłoby nas stać na ten wyjazd razem pomimo już sporych oszczędności albo musielibyśmy zapłacić kartą kredytową i potem to spłacać. Ponieważ do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy będę na konferencję zaproszona, nie odkładaliśmy specjalnie pieniędzy na wakacje.


W sumie odwiedziliśmy trzy wielkie atrakcje:

Seaworld 

W Europie jest jego odpowiednik, nazywa się Loro Park i znajduje się na Teneryfie. To przede wszystkim park marynistyczny, który również zajmuje się ratowaniem zwierząt morskich i innych. Jest więc ogromny stadion na którym można oglądać pokazy orek, jest stadion dla delfinów, są pingwiny, foki i lwy morskie. Oprócz tego w Ameryce są też atrakcje, jak dwa rollercoastery (Kraken i Manta; swoją drogą czy jest jakiś polski odpowiednik tego słowa?) oraz Atlantis (zjazd ze stromego wodospadu).
Można zafundować sobie pływanie z delfinami (jedyne $300) albo dotknąć delfina za $50. My wykupiliśmy specjalną wycieczkę fakultatywną za $60 i mogliśmy podotykać aż trzy różne zwierzaki (delfiny są zdecydowanie przereklamowane). Uwaga, do kosztów takiej atrakcji należy dodać koszt zdjęć. Nie można było robić swoich ale chodzili za nami dwaj fotografowie, koszt płytki ze zdjęciami to dodatkowe $40 a wiadomo, że trzeba kupić taką pamiątkę:













Universal


Park Universal to w sumie trzy elementy, Universal Island of Adventures (tam gdzie jest Harry Potter), Universal Studios (Jon był nieco rozczarowany bo zlikwidowali już atrakcje 'Powrót do Przyszłości' oraz 'Szczęki' a nowa atrakcja 'Despicable me' była jeszcze zamknięta') oraz City Walk, dzielnica sklepów i barów (w tym chyba największa Hard Rock cafe na świecie) pomiędzy dwoma parkami.  Ponieważ na Universal mięliśmy tylko jeden dzień to wykupiliśmy specjalną przepustkę, za $60 od osoby, która gwarantowała nam wejście bez kolejki do każdej atrakcji (oprócz Harrego Pottera) ale tylko raz.

Zatrzymaliśmy się w hotelu Spring Hill Suites by Mariott at Seaworld. Sześć noclegów ze śniadaniem i nieograniczonym wstępem do wszystkich parków (w tym do Aqua Parku Aquatica) kosztowało nas ok. 760 funtów. Z czego 400 funtów pokrył mój grant (4 noclegi). Wydaje mi się, że warto rezerwować hotel wraz z biletami do parku. Mieliśmy również darmowy transport do parków spod hotelu (w przypadku parku Universal autobus był dopiero o 10:00, jak dla nas za późno więc pojechaliśmy samochodem, parking kosztował nas $20 za cały dzień w obszarze uprzywilejowanym, czyli bliżej do parku co miało dla nas znaczenie, normalny parking kosztował $15). Parking na terenie hotelu też był za darmo, co jest ważne, bo parking w hotelu konferencyjnym kosztował $20 za dzień.

Zdecydowanie polecam ten hotel rodzinom. widzieliście na zdjęciach, przestronne pokoje, mikrofala, lodówka, osobna kanapka itd. Jest też pralnia, z której skorzystaliśmy. Pranie $1, suszenie $1 i po półtorej godziny ubrania są czyste i suche. Jest też niewielki basen oraz barek, w którym można kupić fast food (nie było zbyt dużego wyboru) ale po sąsiedzku był T.G.I. Friday.

Walt Disney World Orlando


Pierwszy hotel rezerwowaliśmy na stronie SeaWorld. W Anglii jest specjalna strona do rezerwacji Disneya. My lot rezerwowaliśmy osobno (o tym poniżej) więc przez tę stronę zarezerwowaliśmy hotel i bilety do parku:

http://disneypackages.co.uk/wdtc/?

Warto zarezerwować nawet z rocznym wyprzedzeniem, bo wtedy można dostać kilka 'extrasów' za darmo. Wydaje mi się, że warto mieszkać na terenie Disney World. Hoteli jest mnóstwo w różnych przedziałach cenowych: budget, moderate, luxury i luxury villas (apartamenty a nie pokoje hotelowe). My wybraliśmy hotel o 'średnim' standardzie (moderate) Port Orleans French Quarter. To najmniejszy hotel, przez co jest tam w miarę spokojnie, jest połączony transportem rzecznym z Downtown Disney. Jedyna wada, zdecydowanie nie podobała mi się 'restauracja' czy raczej powinnam powiedzieć 'jadłodajnia' - jedliśmy tam tylko raz. Niedaleko nas był drugi hotel Port Orleans Riverside i tam 'jadłodajnia' było duża lepsza i serwowali jedzenie bardziej mi podchodzące. Niestety nie chciało nam się tam chodzić, jedliśmy głównie w parkach będąc cały dzień poza domem więc generalnie nie miało to aż takie wielkiego znaczenia. Mimo to, właśnie z braku przyzwoitego jedzenia, już bym w tym hotelu nie została. Ale wszystko inne było naprawdę super!

Pięć noclegów (bez śniadania) plus pięciodniowy nieograniczony bilet do wszystkich parków kosztował nas 1,000 funtów. W tę cenę wliczony jest też transport na terenie Disneya, do wszystkich parków (wogóle nie używaliśmy auta) oraz Magical Express (transport do/z lotniska), którego akurat nie używaliśmy. Jednodniowy bilet do jednego parku (bez możliwości powrotu) kosztuje ok. $80 więc ponownie opłaca się kupić bilet z hotelem, bo jest większa wolność, np. rano byliśmy w jednym parku a wieczorem szliśmy na pokaz fajerwerków do drugiego parku. Poza tym warto być w parku na samym otwarciu - zazwyczaj 9:00 ale kolejki ustawiają się od 8:00 (goście z hoteli Disneya mają czasem przywilej aby wejść godzinę wcześniej albo zostać później) i jeśli chce się zostać na fajerwerki o 21:00 albo 22:00 to jest to baaaaaardzo długi dzień (dlatego warto mieć możliwość powrotu do hotelu w ciągu dnia).

Disney Dining Plan - czyli pakiet żywnościowy. Można go kupić tylko przed przyjazdem. W sumie są trzy opcje, my wybraliśmy tę środkową, kosztowało to nas $55 dziennie od osoby, w tym mięliśmy jeden 'szybki' posiłek, jeden 'siedzący' posiłek, jedną przekąskę oraz kubek hotelowy, który mogliśmy do woli napełniać gazowanymi napojami, wodą, kawą, herbatą itd.
Każdy posiłek (czy to szybki czy siedzący) zawierał danie główne, deser i napój bezalkoholowy (często z darmowymi dolewkami np. ice tea). Wg. Disneya taki plan może oszczędzić nawet 40% na jedzeniu, w co bardzo wątpię. Bardzo długo się zastanawialiśmy czy się nam to opłaca, sprawdzaliśmy menu w restauracjach i ceny. Szczerze mówiąc do do końca nie wiem, czy nam się to opłaciło, ale chyba drugi raz bym tej opcji nie kupiła. Dlaczego?

Posiłek 'szybki' - quick service meal - to generalnie budka z fast foodem albo coś w rodzaju McDonalda. Menu są bardzo okrojone, tylko kilka opcji np. mała pizza pepperoni, cola i jakaś babeczka na deser, do tego może mała sałatka cezara. Taki posiłek kosztuje ok. $14 (gdybym miała kupić sama nie brałabym deseru i zapłaciłabym ok $10), wogóle nie smakuje i jest bleh. Albo kawałek ryby smażonej czy hamburger z frytkami, ponownie cola i deser.
Posiłek 'siedzący' - jest niby lepszy. Można zjeść w prawie każdej restauracji ale najlepiej ją zarezerwować (my część restauracji rezerwowaliśmy jeszcze z domu np. tę japońską). Danie główne w restauracjach kosztuje do $30, deser tak do $10. Oczywiście mając dining plan opłaca się wybierać najdroższe dania w karcie. Ale przykładowo we Włoskiej restauracji nie mogliśmy już zamówić pizzy 'zrób to sam' bo w naszym planie były zawarte tylko stałe pizze. Jeśli w planie zawarty jest deser to oczywiście go braliśmy ale często jedliśmy tylko troszkę (ja osobiście wolałabym zamiast deseru przystawkę). Ważne jest to, że w Ameryce płaci się duże napiwki, 18% to minimum, 20% to norma a powinno się nawet więcej. Napiwki nie są wliczone w plan, czyli do 'ceny' deseru, na który tak naprawdę nie mamy ochoty i którego normalnie byśmy nie zamówili trzeba doliczyć np. $2 napiwku (bo napiwek płaci się od całego rachunku a nie tylko dodatkowych potraw nie ujętych w planie).

Jest kilka tzw. signature restaurants czyli najbardziej luksusowych, jak Fulton Crab House (tam gdzie zamówiłam tego nieszczęsnego homara) i tam posiłek siedzący 'kosztuje' dwa posiłki siedzące z planu i też nie wszystko jest ujęte w planie. Ja mogłam zamówić w planie homara z krabem, danie za $54, Jon zamówił steka za ok $30 ale miał ochotę dodatkowo na ogon homara, który był już płatny dodatkowo, kolejne $30 (w sumie za ten dodatkowy ogon nie zapłaciliśmy ze względu na problemy z moim homarem).  Zazwyczaj coś tam płaciliśmy extra, a to mała przystawka a to piwko dla Jona (ok. $9). Uważam, że wydalibyśmy te same pieniądze bez planu i nie musielibyśmy płacić napiwku od 'fikcyjnych' deserów, i go nie polecam. Poza tym posiadanie planu wcale nie usprawnia płacenia rachunku (no chyba, że korzysta się tylko z planu) bo dostaje się dwa rachunki, jeden za dodatkowe zamówienia i tak kelner trzy razy lata do nas z rachunkiem.

Za wszystko można płacić 'Magic card', kartę dostaje się przy zameldowaniu w hotelu. Jest to klucz do pokoju ale i karta płatnicza. Podobało mi się to, że wszelkie zakupy na terenie Disney były dostarczane do hotelu, nie trzeba było chodzić z zakupami po parku. W sumie nasz rachunek za wszelkie dodatki, typu napiwki, napoje alkoholowe, dodatkowe jedzenie itp. opiewał po 5 dniach na $350.

We wszystkich parkach jest mnóstwo sklepów a produkty z logo Disneya są masakrycznie drogie. Głupia najtańsza bzdurka, typu długopis z myszką miki kosztuje $6. Trzeba jeszcze doliczyć koszt zdjęć. Zdjęcie z atrakcji (jak to z Expedition Everest) kosztuje $16. Oprócz tego w parkach są postacie z Disneya, z którymi dzieci na pewno chcą się fotografować i to też kosztuje. Nie mam pojęcia ile kosztuje Princess Makeover, czyli zrobienie z naszej małej dziewczynki księżniczki. Sama sukienka kosztuje ok. $60 a przecież jeszcze dodatki, fryzura, makijaż itd. Specjalnie rodzice z dziećmi powinni trzymać się za kieszeń.

Samolot rezerwowaliśmy dość późno (jak wszystko zresztą). Lecieliśmy z British Airways, z Gatwick do Orlando i lot kosztował nas £497 od osoby, byłoby o ok. stówę taniej jakbyśmy rezerwowali wcześniej. Poza tym wolałabym chyba lecieć z Virgin Atlantic ceny podobne ale akurat wtedy było z nimi sporo drożej.

W promocji z naszym biletem lotniczym dostaliśmy wynajem auta na 7 dni, za dodatkowe cztery dni musieliśmy dopłacić. Samochód kosztował nas ok. £90 plus $34 za benzynę, zużyliśmy połowę baku. Samochód nie jest konieczny bo większość hoteli ma swój transport, często darmowy ale wybijcie sobie z głowy chodzenie gdziekolwiek. Każda ulica to przynajmniej czteropasmówka a chodników wogóle brak. Dzięki temu, że mieliśmy auto mogliśmy pojechać na zakupy do outletu, i wcześniej do Universal (gdybyśmy chcieli wziąć do Universal taksówkę to koszt $17 w jedną stronę). Ważne, w Europie jak się wynajmuje auto to pomimo, że jest ubezpieczone ma tzw. excess, czyli jakby się coś stało to np. pierwsze £300 należy pokryć w własnej kieszeni. Można dodatkowo zapłacić za zniesienie bądź zmniejszenie tej opłaty.  W Ameryce nie ma z tym problemu, dodatkowo, ponieważ Jon jest moim mężem mógł kierować autem bez dodatkowej opłaty. W sumie obyliśmy się bez nawigacji. Okazało się, że obie nasze nawigacje są już przestarzałe i nie mogliśmy dokupić do nich mapy Ameryki, wynajęcie nawigacji na miejscu to koszt ok $10 dziennie, a że auto miało stać na parkingu połowę naszego wyjazdu to nam się to nie opłacało. Drogi są dobrze oznakowane i nie mięliśmy żadnych problemów, wystarczyły nam mapki z google, które wydrukowałam jeszcze w domu.

Do Ameryki koniecznie tylko z kartą kredytową. Jest absolutnie niezbędna. My zamówiliśmy specjalnie nową kartę z banku aby było nam się później łatwiej rozliczyć. Kartą płaci się za wszytko, nawet za gumę do żucia. Kartę przepuszcza się przez czytnik i tyle, dopiero przy transakcji powyżej $50 trzeba ją podpisać albo pokazać dowód osobisty/prawo jazdy. Mięliśmy ze sobą sporo gotówki, szczególnie na napiwki ale naprawdę okazała się zbędna.

I to chyba tyle. Chętnie odpowiem na wszelkie pytania. Powiem szczerze, były to jedne z lepszych wakacji w moim życiu, szczególnie z mężem. Jak wiecie ja lubię spędzać czas aktywnie, czyli na zwiedzaniu podczas gdy Jon woli wylegiwać się nad basenem. Te wakacje były ciekawym kompromisem. Ok, parki rozrywki to nie to samo co wąskie uliczki Florencji ale naprawdę mają swój urok, inny, sztuczny to fakt, ale naprawdę warto to zobaczyć. Na mnie największe wrażenie zrobił Universal Island of Adventures ale pewnie dlatego, że był to mój pierwszy park (ja, dziecko wychowane w komunie, w Polsce, gdzie do tej pory nie ma takich atrakcji, nie miałam pojęcia czego się spodziewać).

4 comments:

  1. Jest jeszcze DisneyWorld i DisneySea w Tokio, wejście do każdego z nich to 4000 jenów. Nie wiem, jak wygląda koszt atrakcji w środku, bo zupełnie nas tam nie ciągnęło. ^^

    ReplyDelete
  2. Na pewno nie jest to tanie, jak podałaś kwoty to chyba jak tam pojedziemy to będą naprawdę wakacje życia i coś czuję że już teraz musimy zacząć zbierać :)

    ReplyDelete
  3. Świetnie to wszystko opisałaś. Z pewnością niejednej osobie się przyda. Koszt rzeczywiście niebotyczny, więc warto się dobrze przygotować. Strach myśleć ile taki wyjazd kosztowałby z dziećmi, które muszą kupić pamiątkę itd itp. Wycieczka z pewnością niezapomniana!

    ReplyDelete
  4. zapraszam po wyróżnienie :)

    ReplyDelete